Rozegrano już 4 z 8 zaplanowanych meczów 1/8 finału Ligi Mistrzów. Udało mi się jakimś cudem obejrzeć dwa z nich, mianowicie Bayer-Barcelona i Milan-Arsenal. A że przypomniałem sobie o prowadzeniu bloga, to postanowiłem skrobnąć coś na temat obejrzanych przeze mnie spotkań.
Na początek o Katalończykach: zagrali kiepsko. Obrońcy powinni na kolanach dziękować Sanchezowi za zdobycie dwóch bramek. Ostatni raz, tak nieudolną Barcelonę widziałem jak jeszcze miała Deco w swoim składzie. Wprawdzie mecz został przez nich wygrany, awans jest na 86% pewny, lecz jak będą grać dalej w ten sposób to polecą w ćwierćfinale. Zostanie im wtedy jedynie walka o Puchar Króla. Szkoda, że Niemcy nie zorientowali się, iż Barca jest słabsza niż zwykle. Gdyby wpadli na to wcześniej, to ich gra nie wyglądałaby tak, jakby im ktoś jaja powiązał. Rewanż na Camp Nou będzie formalnością.
Podobnie jak mecz na Emirates. Ostatni raz Arsenal dostał tak po twarzy w LM, podczas wizyty w Barcelonie, a wtedy miał po swojej stronie coś więcej niż sam Van Persie w ataku. W meczu z Milanem, obrona Kanonierów nie funkcjonowała po zejściu Kościelnego, pomocnicy byli po to na boisku, bo ktoś im powiedział że żółty ładnie wygląda na zielonym, a napastnicy strzelali ślepakami. Celowo o Szczęsnym nie piszę, bo co on mógł zrobić przy tak fatalnej grze obrońców. Ten mecz pokazał, że Wegner musi kupić jakiegoś klasowego zawodnika do środka pola, bo po Fabregasie pusto tam, aż huczy. I pomyśleć, że oni chcą być w Premier League przed Tottenhamem. Z taką grą jedyne o co mogą powalczyć, to awans do Ligi Europejskiej. Wegnerowi i reszcie pozostaje modlitwa, by nie doszło do podobnej kompromitacji co z Manchesterem United.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz