Gdy wszyscy opuścili budynek, prezes oznajmił Vlcekowi:
- Dzisiaj o godzinie 16 ma pan pierwszy trening. Proszę się zapoznać z zawodnikami. Gdyby były z nimi problemy, proszę się do mnie zwrócić a ja im dam.
- Dobrze, dziękuję - odpowiedział Czech odprowadzając wzrokiem prezesa wsiadającego do nowego Lexusa. Na parkingu został on oraz Treczkin. Stali przez chwilę w milczeniu, aż asystent przerwał tą sielankę:
- Jedzie pan do domu?
- Nie, zostaję. Chcę się zapoznać ze wszystkimi i wszystkim w tym klubie. Mógłbyś mnie jakoś oprowadzić czy coś w tym stylu?
- Jasne szefie. Tylko niech szef nie mówi mi na "pan". Jestem Treczkin, Jarosław Treczkin.
- Dobrze, więc od czego zaczniemy?
- Proszę za mną.
Mężczyźni skierowali się w kierunku wejścia do budynku głównego.
- Więc opowiedz mi coś o tym klubie. Mimo, że zgodziłem się tu pracować, to nadal za dużo nie wiem na temat tego klubu. To węgierskie miasteczko wygląda na straszną dziurę.
- No i tak jest. Jedyną rozrywką są mecze ligowe. To tutaj co weekend przychodzi większość mieszkańców. Co do historii klubu - został założony w 1957 roku. W latach 60. ubiegłego wieku rządził w ekstraklasie, lecz to była komuna. Kunszematron mógł grać w europejskich pucharach, ale władze ZSRR nie zezwoliły na udział, gdyż to wiązało się z oglądaniem "Zachodu", a wtedy wiesz jak było. Nagle najlepszych graczy drużyny porozrzucano po krajach Układu Warszawskiego. I wszystko pękło. Było coraz gorzej. Porażka za porażką. Co rok niższa liga. Gdy komuna się skończyła, klub zaczął awansować. Zatrzymał się na trzeciej lidze.
- Jak na asystenta sporo wiesz o historii tego klubu.
- Taka moja rola. Chce pan dowiedzieć się o kimś z tego klubu to mogę panu podać pełną datę urodzenia, imię, nazwisko, stan cywilny, od kiedy pracuje i ten podobne. Jestem tak jakby omnibusem tego klubu. Ciągnąc dalej, w tym sezonie klub jest w gorszej sytuacji. Po 8 kolejkach mamy 7 punktów. Jesteśmy w strefie spadkowej. Do bezpiecznej strefy potrzebujemy 6 punktów.
- Chyba tyle mi starczy jak na razie. A jak załoga?
- A tak. Proszę wejść, widzi pan po prawej to pomieszczenie? To są woźni - państwo Szalai. Pracują tu już ćwierć wieku. Kochają ten klub. Jest dla nich wszystkim.
- Witam. - Vlcek skinął w stronę starszego, siedzącego pana. W odpowiedzi ujrzał uniesienie czapki ze strony staruszka. - A jego żona?
- Jeżeli jej tutaj nie ma, to zapewne pierze stroje w pralni. Przejdźmy dalej. Tym wąskim korytarzem po prawej dojdzie pan do tak zwanej "rekreacji". Zazwyczaj spotykają się tam pracownicy gdy mają fajrant. Oraz wtedy można zrobić odprawę, gdy jedziemy na jakieś obozy przygotowawcze czy coś.
- Możemy tam wejść?
- Oczywiście. - mężczyźni weszli do średniego pomieszczenia pomalowanego na zielono. Była to kanciapa ze wszystkim. Można było znaleźć lodówkę, kuchenkę mikrofalową czy też sztangi. W środku zastali dwóch panów.
- Kiss i Barta! Witajcie, oto nasz nowy menadżer i trener - Stanislav Vlcek. Szefie, oto panowie Kiss i Barta. Ten pierwszy jest fizjoterapeutą, a drugi trenerem juniorów. - wszyscy uścisnęli sobie dłonie.
- Jaki rocznik pan trenuje?
- Wszystkie. Od trampkarzy po juniorów starszych. Mam na uwadze kilku młodzików, więc jak pan będzie potrzebował wzmocnień, proszę się zgłosić do mnie.
- Owszem, jeśli pan będzie potrzebował porad fizjoterapeutycznych czy coś w tym stylu, proszę się także zwrócić do mnie - wtrącił Barta.
- Naturalnie. - odpowiedział Vlcek - może przejdziemy dalej panie Treczkin?
- Oczywiście, proszę za mną. Tutaj widzi pan szatnie. Nie są one jakiejś najwyższej klasy, ale nie są takie złe. Zdarza się, że zadomowi się jakiś szczur. Ale za to szatnia gości jest w gorszym stanie niż nasza. To taki element taktyczny - Treczkin wybuchnął śmiechem.
- Rozumiem, rozumiem...
- Przechodząc dalej mijamy pralnię, schowek na przyrządy oraz kantynę.
- Kantynę? A po co tutaj kantyna?
- Niektórzy zawodnicy dorabiają gdzie indziej, więc zaraz po treningu jedzą tutaj. A później do roboty.
- Niesamowite... - odparł Vlcek bardzo zdziwiony.
- A tędy jest wyjście na stadion. 6500 miejsc. Jak wspominałem wcześniej, połowa wiochy przychodzi tutaj oglądać mecze. Poza tym ostało się to po latach sukcesu Kunszematronu.
- Zapytam się o twoją opinię na temat prezesa. Jaki on jest?
- Cóż, jest typem dobrego prezesa. Jeśli czegoś potrzebujesz, mówisz mu o tym. On to rozważa biorąc pod uwagę wszystkie czynniki. Jeżeli zawodnicy coś odpieprzają, to on daje im surową lekcję. Jeżeli jest na skraju złości, to może nawet cofnąć pensje wszystkim. Wtedy jest naprawdę źle, ale za to wszyscy biorą się do roboty i wszystko wraca na swoje miejsce. Dlatego rządzi tutaj od ponad 7 lat. Takiego człowieka to ze świecą szukać.
- Hmm, a zawodnicy?
- O nich poczytasz w aktach, które specjalnie przygotowałem. Są w pana gabinecie. A gabinet jest po drugiej stronie budynku. Ma oddzielne wejście.
- No dobra, to opowiedz mi coś o sobie.
- Więc nazywam się Jarosław Treczkin. Mam 43 lata. Pochodzę z Polski, czyli obaj jesteśmy z tych samych stron. Konkretnie urodziłem się we Wrocławiu. Jestem rozwodnikiem, który ma dwójkę małych dzieci. Mieszkają w Polsce. Jak się tutaj znalazłem? Początkowo interesowałem się koszykówką. Byłem średnim graczem, transfer do Węgier zepsuł całą moją karierę. Potem w Polsce próbowałem już jako asystent trenera w różnych małych klubikach. Otrzymałem ofertę od Kunszematron 8 lat temu. No i jestem do dzisiaj. Nic w życiu szczególnego nie osiągnąłem, lecz gdy pan przyszedł do tego klubu, to czuję, że szykują się niezłe jajca. Widzę w panu niezwykłą osobę. - obaj usiedli na trybunach. - To może szef opowie coś o sobie?
- To w swoim czasie. Na razie chciałbym pobyć sam... dziękuję ci za pokazanie mi klubu.
- Oczywiście, do usług.
Treczkin odszedł, zaś Vlcek siedząc nieruchomo zaczął myśleć co on tu robi...
PS: No, jest ciąg dalszy. Co prawda znowu malutko, ale za to będzie częściej. Pozdro
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz