![](http://www.ekonomicznie.pl/img/kolekcja/img20080115135725_w330.jpg)
Poniedziałek. Godzina 6:48. Budzę się. Patrzę na zegarek, irytuję się strasznie, bo nie wstałem planowo, jak miał zadzwonić budzik, czyli o 6:50 i marnuję dwie minuty spania. Półprzytomny idę do łazienki, ubieram się, słaniam łóżko i jem śniadanie. Podczas wykonywania tych czynności myślę sobie:
"Dobra, nie zrobiłem matmy, trzeba będzie spisać. Co to tam jeszcze... a, będzie z polaka pytać. Wystarczy, że przeżyję polaka, matmę i biologię a będzie git. A co po szkole? Jeżeli nie będę padnięty, to nie pójdę spać. Zresztą - mam dziś trening, więc o spaniu nie ma mowy. No tak, jeszcze coś na bloga wrzucić, bo posucha. Kontynuować opowiastkę o Kunszematronie? Miało w końcu być częściej, a mija już sporo czasu od poprzedniego tekstu o tym. Nie mam weny na to. Odkładam. No ale coś trzeba napisać. Ale nie będę przecież sobie na siłę tematów robił, bo wyjdzie tak, jak z Terroryzmem w sporcie... Od szkoły do treningu mam 1,5 godziny, to za mało, żeby cokolwiek zrobić. Z treningu wrócę o 19, czyli wieczór już. Będę zmęczony, nie będę w stanie robić nic."
Każdy ma takie momenty, że siedzi przed komputerem i klika w pulpit robiąc "okienka", bo się naprawdę nudzi. Można by zrobić coś pożytecznego, poodkurzać, pozmywać, czy co innego. Nie. Wolę klikanie w pulpit. Też tak mam. Nie wiem, ile ludzi aktualnie tutaj na bloga wchodzi (nie patrzę na tamte statystyki trzeźwym umysłem, tj. nie fascynuję się tym tak bardzo), nie wiem, ile go czyta dokładnie i chciałby więcej. Nie wiem, czy nie piszę tego tylko dla siebie i nielicznych osób, które interesują się tym blogiem (czyli jakieś 3-4 osoby). Nie wiem, czy ten tekst ma mieć formę usprawiedliwiającą nas, że nic nie piszemy na bloga (jeśli ktoś go czyta - podkreślam). Mój dzień wygląda mniej więcej tak, jak w tych "myślach", co mam rano.
Szkoła - zawsze od 8 do mniej-więcej 13-14. Przychodzę do domu, siadam do kompa i przeglądam różne strony rutynowo (joemonster, onet, eurosport, psp-team itp.). Zejdzie jakaś godzina, dodając do tego jedzenie obiadu, chociaż nie zawsze (chodzi o obiad). Treningi mam różnie, raz o 17 a raz o 18, lub o 18:30. Jak już załatwię swoje sprawy, to nie mam nic do roboty. Siedzę przed komputerem i patrzę na wiadomości, które już widziałem. Sobie myślę "napisać coś na bloga. Tylko co? Zresztą jest godzina do treningu, to co ja przez ten czas zrobię". Nigdy nie lubiłem się spóźniać, dlatego na trening idę z półgodzinnym wyprzedzeniem. Czyli zostaje to drugie pół godziny, a więc pozostaje dalsze klikanie w pulpit i przeglądarkę.
Przyszedł czas na trening. Trwa on jakieś półtorej godziny, jeszcze muszę się przebrać i o 19 w domu. Lekcje zwykłem robić popołudniu. Doszły treningi, lekcje zeszły na dalszy plan. Jestem zmęczony, znowu sprawdzam strony internetowe, do lekcji się nie kwapię, czasami sobie odpuszczam. No ale jeszcze pozostał sprawdzian. Na to trzeba się już uczyć. Ostatnio też to zaniedbałem. No i gdzie tu znaleźć czas na bloga? Nikt go praktycznie nie czyta, więc niby nikt się nie obrazi, ale ja chcę, żeby ten blog istniał i żeby było tu trochę komentowane. Ostatni komentarz ze stycznia bodajże. I to napisany przez Szymona na dodatek. Co gorsze, musiał bloga odpuścić przez brak czasu. Czyli jest nas dwóch. Ja i Stefan. On zapewne też czasu nie ma, on też ma szkołę, on też ma rodzinę. Naturalnie to są standardowe usprawiedliwienia, ale tak jest rzeczywiście. Ktoś mi powie: "nie mam czasu zrobić tego i tego, bo mam szkołę i cośtamjeszcze" to go zrozumiem. Sam przez to przechodzę. Dni wolne od treningów (a ten jest jeden) wykorzystuję śpiąc, bo ostatnio sypiam po 7 godzin tylko. Zasypiam o 14, wstaję o 18:30. To tak, jakbym na trening poszedł. Przynajmniej się wyspałem. Ale znowu mało czasu jest na zrobienie czegokolwiek. Jeżeli spać nie idę, to jadę do babci na noc, bo jej pomagam w różnych sprawach, odkąd została sama. W soboty też do niej idę, zazwyczaj jestem tam cały dzień (i u mojego przyjaciela). W niedzielę to już totalna nuda, nic się nie chce. Pobudka koło 9, o 11:30 msza, po mszy trochę na kompie posiedzieć, ewentualnie pojechać z rodziną na obiad do (o zgrozo [naturalnie to takie prześmiewcze]) babci. Ostatnio w niedziele gramy sparingi, więc popołudnie mam z głowy. Wieczór, czyli teraz, to czas, gdy wracam z meczu. No, znowu jest to koło 19. Jestem znowu wyczerpany. Lubię rower, a ostatnio nie mam czasu na nim pojeździć dla przyjemności. Jedynie jako środek lokomocji tu, tam albo gdzie indziej. Dojdą jeszcze jakieś randki, to dopiero będzie urwanie głowy.
Wpadłem na pomysł założenia takiego bloga, bo lubię pisać. Ale jak za dużo piszę, to się mieszanina z tego niezrozumiała robi. Ale jak mnie coś natchnie tak, jak teraz, to wychodzi chyba porządny tekścik. Przynajmniej jest zapełniona luka. Niby tutaj sportowo jakoś nie jest, ale kto powiedział, że mamy wszystko o sporcie pisać? Ten blog to nasze przemyślenia, i chociaż pojawiają się rzadko, to zostaną tutaj. Bo może jednak ktoś to czyta?...
Ja przeczytałem.
OdpowiedzUsuń