Postanowiłem wraz z kolegą Olecznym napisać małe podsumowanie 1/8 Ligi Mistrzów, (ja mam punkty od 1-4, Oleczny resztę) oraz, żeby nie pisać
dwa razy na podobny temat, naszą analizę losowania par 1/4 finału(zająłem się punktami 1 i 2). A więc:
1.Chelsea-F.C Kopenhaga: Dobre losowanie praktycznie dało Londyńczykom promocję do 1/4. Oba mecze specjalnie nie porwały, a strzelone w pierwszym meczu 2 bramki dały drużynie Ancelottiego spokojną zaliczkę przed rewanżem. Na Stamford Bridge gospodarze mieli mnóstwo doskonałych okazji do strzelenia bramki, lecz dzięki dobrej postawie Wilanda mecz zakończył się wynikiem 0:0
2.Valencia-Schalke: Oba mecze były bardzo podobne. Do strzelenia bramki dominowała Valencia, później dominowało Schalke. Nie wiem co powodowało taką niemoc u Hiszpanów, ale wielka szkoda, że odpadła trzecia ekipa z półwyspu Iberyjskiego.
3.Manchester United-Olympique Marsylia: Dwumecz można powiedzieć wzorcowy dla drużyny Sir Aleksa Fergusona. Po remisie na wyjeździe byłem praktycznie w 100% pewny, że Francuzi są już jedną nogą poza LM. Chicharito i spółka zaaplikowali podopiecznym Deschampsa 2 bramki i odesłali do domu z przesłaniem: Jak chcesz wygrać z Man Utd, to wygrywaj mecz u siebie.
4.Inter Mediolan-Bayern Monachium: Jeden z hitów 1/8 finału, który szczerze mówiąc mnie rozczarował. Pierwszy mecz wygrany fuksem przez Bawarczyków. W rewanżu na AlianzArena w pierwszej połowie gospodarze szansę prowadzić 5 bramkami, jednak w drugiej części gry z Bawarczyków zeszło powietrze. A patrząc na błędy, jakie popełniała defensywa gospodarzy, to Inter musiałby grać w naszej Ekstraklasie,
by nie wygrać tego meczu. Pomijam już fakt, że pierwsza bramka dla Mediolańczyków wpadła ze spalonego. Tak grający Bayern nie ma szans nawet na miejsce w pierwszej trójce Bundesligi.
5.Milan-Tottenham:Dom spokojnej starości kontra debiutant w Lidze Mistrzów. Koguty stają siędrugą Barceloną, a Bale drugim Messim, ponieważ raz po raz media na lewo i prawo trąbią, jacy oni dobrzy są. Cóż, są na fali, ale znowu jest nagonka mediowa. Pierwszy mecz odbył się na San Siro, 15 lutego. Z początku kibicowałem Milanowi (mimo, że ich nie lubię, Tottenhamu też), jednak zmieniłem zdanie, ponieważ uznałem, że najgorsza mimo wszystko jest tu włoska piłka, czyli przeszedłem na "stronę" Tottenhamu. W pierwszym meczu dominował głównie Milan, jednak i Koguty chciały coś ustrzelić. Jedyna bramka padła w 80 minucie, po fantastycznym rajdzie Aarona Lennona, który podał do Croucha a ten trafił praktycznie do pustej bramki. Europa znowu w szoku. Czyżby Milan odpadł?
Na White Hart Line londyńczycy zastosowali taktykę defensywną, przez co Milan miał miażdżącą przewagę i sporo niewykorzystanych sytuacji. Europa w szoku po raz drugi. Jeden z najbardziej utytułowanych klubów w Europie odpada w 1/8 finału Ligi Mistrzów z debiutantem. Milanowi nie udało się strzelić. Remis 0:0 pozwolił Kogutom cieszyć sie z awansu. Jak wspomniałem wyżej - pierw byłem za Milanem, ale później za Tottenhamem.
6.Arsenal-Barcelona: Mój ukochany klub kontra najbardziej znienawidzony. Przed losowaniem par 1/8 finału byłem praktycznie pewien, że Barcelona będzie rywalem Kanonierów. I to się stało faktem. Bardzo się obawiałem tego meczu, powtórki sprzed roku. Moi znajomi, kibice Barcy (w większości kibice sukcesu) obstawiali wysoki wynik dla Barcelony. Ogólnie londyńczykom utrudniał też fakt, że znowu pierwszy mecz był w Londynie, więc rezultat z Camp Nou nie jest znany, nie będzie wiadomo, jak się nastawić. 16 lutego nadszedł - dzień sądu, być albo nie być. Arsenal się nie przestraszył. Kanonierzy grali mądrze i walecznie. Przez pierwsze 20 minut to oni kontrolowali grę, a Walcott kręcił obrońcami Barcy. Cóż, ta przewaga zmalała, aż w końcu Wojtka Szczęsnego pokonał David Villa po standardowej akcji (to jest takie przewidywalne. Messi ma piłkę, prowadzi ją przed polem karnym, ściągając na siebie uwagę przynajmniej 3 obrońców, podaje prostopadle do innego zawodnika i gol. Banał). Gra się wyrównała. Coraz mniej czasu zostało. Aż w końcu Van Persie strzelił z bardzo ostrego kąta bramkę wyrównującą w
78 minucie. 5 minut później Arsenal wykorzystał swoją najmocniejszą stronę - kontrataki i wyszedł na prowadzenie po golu Arszawina. Oszalałem z radości, po prostu to było niesamowite. Przez ostatnie minuty Barca próbowała wyrównać, lecz Szczęsny i reszta obrony Kanonierów (kapitalny Kościelny) nie dali wyrwać sobie zwycięstwa. Barcelona powstrzymana. Oczywiście gęby kibicom-sezonowcom się nie zamknęły i wróżyli z fusów kolejny wysoki wynik dla Dumy Katalonii. Ja byłem dumny z tego zwycięstwa, ale właśnie rewanżu się obawiałem. Jednak to teraz Barca miałą kłopoty z kadrą, tak samo, jak Arsenal rok temu, gdzie pół składu to były rezerwy. Nadszedł ósmy marca. Barcelona miała miażdżącą przewagę. Oczywiście komentator podniecał się statystykami i każdym dotknięciem piłki przez graczy Barcelony. W 19 minucie kontuzji doznał Szczęsny i zastąpił go Almunia. 48 minuta, sędzia praktycznie już kończy spotkanie, ja już ulga, a tu Fabregas z piętki podaje prosto do... Iniesty. Ten zagrał do Messiego, który z fobią na lobowanie bramkarzy Arsenalu przerzucił piłkę nad Almunią i uderzył z powietrza. Załamka. Druga połowa to też przewaga Barcelony. Robin van Persie został wyrzucony z boiska. Przyszło wyrównanie, po samobóju. Euforia. Poźniej Barca wyrównała po rajdzie Iniesty i dograniu do Xaviego. Ten dopełnił formalności. Almunia miał kolejny mecz życia, jednak przy karnym, który został podyktowany chwilę później, nie miał szans. Nie, że znowu się czepiam, ale mnie wku*wił komentator, bo Messi uderzył w róg, bardzo dokładnie, a ten się drze, że ośmieszył Almunię. No ludzie, normalnie wykonany karny. Szlag mnie trafił. Wenger zwlekał ze zmianami. Wprowadzenie Arszawina dało tylko trochę. Bendtner zmarnował akcję meczu Arsenalu, po podaniu Wilshere'a źle przyjął piłkę i zamiast trafić sam na sam z Valdesem, dał się dogonić obrońcy. Mecz zakończył się tryumfem Barcelony. Arsenal zasłużył na przegraną. To chyb tyle. Po prostu nie chcę komentować tego już więcej.
7.Roma-Szachtar: W cieniu tamtego meczu kolejna sensacja. Roma przegrała z Szachtarem 2:3, a Szachtar wygrywał 1:3 do przerwy. Jest to wielki wyczyn, a włoska piłka leci na łeb na szyję. I co z tego, że drużyna z Ukrainy a zawodnicy z Brazylii. Ważne, że nasi sąsiedzi wygrywają, w końcu Europa Wschodnia coś ugra więcej. W rewanżu pogrom. Szachtar wygrał 3:0. Teraz czeka... Barcelona.
8.Lyon-Real: Królewscy od 2004 roku nie mogli awansować do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Jednak ściągnięcie Jose Mourinho coś tam dało, ponieważ w tej edycji im się udało. W pierwszym meczu cały świat patrzył jednym okiem (bo bardziej interesujący był pojedynek Arsenal - Barca) na to, czy Real się ośmieszy na całej linii. Lyon nigdy nie był zespołem wygodnym dla Realu. Gdy przyszło Królewskim mierzyć się z nimi - odpadali. Na Stade de Gerland, 22 lutego, Lyon więc podszedł ze spokojem, ponieważ grali u siebie. Mecz był wyrównany, lecz to Real stwarzał groźniejsze sytuacje. Pierwsza bramka padła w 65 minucie, gdzie Karim Benzema prosto z ławki rezerwowej strzelił gola swojej byłej drużynie. Gdy wydawało się, że Real spokojnie doprowadzi ten wynik do końca, w 83 minucie wyrównał Gomis, strzelając z główki po dośrodkowaniu Gourcouffa. Przez ostatnie minuty Lyon próbował strzelić jeszcze jednego gola, ale nie udało się.
Real zadowolony z wyniku, jednak rok temu scenariusz był identyczny. Remis 1:1, a potem porażka 0:1. Tym razem Real był pewniejszy, o ile Lyon próbował coś strzelić w pierwszej połowie, to w drugiej już "wysiadł" i gra należała do piłkarzy z Madrytu. W 37 minucie strzelił Marcelo, po bardzo ładnej klepce z Cristiano Ronaldo. W 66 minucie dosyć głupi błąd popełnili obrońcy Lyonu, zostawiając piłkę przed polem karnym, wykorzystał to Karim Benzema i poraz kolejny trafił byłemu zespołowi. A w 76 minucie Di Maria dokańcza dzieła i podcina piłkę nad Llorisem. 3:0.
Real tym razem zasłużył na awans. Brakowało tej jednej, ostatniej gwiazdy - Jose Mourinho. Gdy ten zjawił się na Santiago Bernabeu, można liczyć, że Real w tym roku będzie walczył o 10 Puchar Europy.
Teraz czas na małą analizę tego, co czeka na nas w 1/4 finału Ligi Mistrzów:
1.Barcelona-Szachtar: Szczerze mówiąc, nie spodziewam się innego wyniku, niż zwycięstwo Dumy Katalonii. Wprawdzie Ukraińcy to dość mocna ekipa, ale Barca to dla drużyny z Doniecka zdecydowanie za wysokie progi.
2.Real Madryt-Tottenham: Szykuje się ciężka przeprawa dla podopiecznych Jose Mourinho. Mimo iż Tottenham dopiero debiutuje w LM, to dysponują cholernie silną ekipą, a także prezentują dość ofensywny styl gry, i to z jednego powodu: mają słabą obronę, oraz trenera który twierdzi, że najlepszą obroną jest atak. Ogólnie rzecz biorąc, nie zdziwię się jak dojdzie do karnych.
3.Inter-Schalke: Włosi po raz kolejny zagrają z niemieckim zespołem. Ratują honor włoskiej piłki (dosyć często to powiedzenie się tu przewija) eliminując Bayern dosyć szczęśliwie. Schalke wyeliminowało Valencię, całkiem w sumie zasłużenie. Inter bez Mourinho to nie ten Inter, co rok temu. Ledwo, ledwo a by odpadli z Ligi Mistrzów. Jeśli wygrają ją drugi raz z rzędu, to będzie sukces włoskiej piłki (grrr). Schalke z nowym trenerem, ale Niemcy mają to, że będą walczyć do końca o wszystko. Mecz 5 kwietnia, rewanż 8 dni później. Jestem za Schalke.
4.Chelsea-Manchester United: Kolejny hit. Kolejny mecz zemsty. Arsenal z Barcą, Bayern z Interem a teraz Chelsea będzie chciała zemścić się za finał LM z 2008 roku. Tamtym dwóm zespołom się nie udało, do trzech razy sztuka? Chelsea powoli wychodzi z dołku, zaś United się powoli w niego pakują. Bitwa o Anglię, to będzie niesamowity mecz. Rewanż także. Jestem neutralny, jednak bardziej się ucieszę, jak awansuje Chelsea.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz