poniedziałek, 25 lipca 2011

Kupa Hameryka, czyli jak mecz Urugwaj - Paragwaj trafił do moich najlepszych meczy.

Niedziela, 24 lipca. Godzina 21:18. Rozmawiam z kumplem na GG, ten nagle kończy, mówiąc, że idzie na mecz. Ja zdziwiony pytam - "jaki?", - "Urugwaj - Paragwaj...". Byłem całkowicie pewien, że finał odbędzie się gdzieś o 2 w nocy, wtedy bym nie wstał. Zresztą jakoś bokiem przeszedł mi ten turniej, nie oglądałem meczów nawet o normalnej porze. Ale mniejsza z tym. Popędziłem czym prędzej do pokoju z TV i włączyłem meczyk. Było już 1:0 dla Urugwaju. Nie będzie szczegółowej analizy tego meczu, ponieważ mam zamiar co innego tutaj popisać, a mianowicie o najlepszych meczach, które w swoim krótkim życiu widziałem. Bez rankingów, żeby było sprawiedliwiej.

Może będę chronologiczny i zacznę od najdalszej daty, jaką pamiętam z meczem. Maj, 2005. AC Milan - FC Liverpool. W bramce Anglików Jerzy Dudek. Pierwsza minuta meczu i Włosi wychodzą na prowadzenie. Jerzy Dudek bezradny. Potem kolejna i jeszcze jedna bramka. Do przerwy 3:0. Dla wielu puchar należał już do Milanu. Druga połowa. 54 minuta - Gerrard. 56 - Smicer. 60 - Xabi Alonso po dobitce z karnego. 6 minut, które zapisały się na zawsze w karty futbolu i samego Liverpoolu. Niesamowity comeback, w 6 minut Liverpoolczycy odwrócili losy tego meczu. To ich morale był wysokie. Nadeszła dogrywka. A w niej wspaniałe interwencje Dudka. Wynik się nie zmienił (dzięki Polakowi). W karnych nasz bramkarz pokazał coś, czego świat jeszcze nie widział, czyli dzisiaj już doskonale znane Dudek Dance. Jurek machał nogami i rękoma rozpraszając graczy Milanu. Skutecznie. Serginho nie trafia w bramkę, karny Pirlo wybroniony przez Dudka. Szewczenko, który musiał trafić, by karne toczyły się dalej - Dudek wyszedł zwycięsko.
Niesamowity mecz, niesamowity powrót do gry, niesamowity Dudek. Gdybym miał robić ranking najlepszych meczy, ten byłby na pierwszym miejscu bez dwóch zdań. Mimo wszystko najpiękniejsze mecze są takie, gdzie obie drużyny się boją o wygraną, gol za golem, każdy ma szansę wygrać, a w tymże meczu było 3:0 i 3:3. Morale Milanu spadło do zera.

Rok 2007. Także maj. A chodzi o finał Pucharu UEFA, w którym mierzyły się ekipy Sevilli i Espanyolu. Tutaj mniej będę opisywał, ponieważ tego meczu aż tak nie pamiętam, jednak były wspaniałe interwencje Palopa, walka do samego końca (czyli do karnych), piękny gol Jonatasa na 2:2... I te karne. Co ciekawe obstawiałem właśnie taki wynik, 2:2 i wygrana Sevilli po karnych. I co śmieszniejsze, gdy przy karnych do piłki podchodził Dani Alves, to razem z ojcem stawialiśmy, że on nie wykorzysta jedenastki. Nie wykorzystał.

Działo się i w 2008, tym razem na turnieju w Austrii i Szwajcarii. Sprawcy nazywali się Turcja, Rosja i Holandia. Głównie jednak Turcy dorobili się u mnie wielkiego szacunku po walki do ostatniego i golach w ostatnich minutach. Ze Szwajcarią gol w 92 minucie na 2:1. Z Czechami, gdzie mieli wszystkie statystyki takie same, w przypadku remisu miały być bodajże od razu karne. Do 75 minuty Czesi prowadzili 2:0. 75 - Arda Turan. 87 - po błędzie Cecha Nihat Kahveci. Gdy wszyscy myśleli, że dojdzie do niecodziennego zdarzenia, jakim są karne w fazie grupowej. 89 minuta, kontra Turków i KAPITALNA bramka Kahveciego. W ćwierćfinale nie mieli też łatwej drogi. Mecz z Chorwatami po 90 minutach nie przyniósł rezultatu. W dogrywce w 119 minucie Chorwaci wyszli na prowadzenie. W 122 minucie ostatnia akcja meczu, rzut wolny przed polem karnym Turków, wykonuje go bramkarz. Dalekie wybicie, piłka trafia pod nogi Semitha Senturka i wyrównuje. Coś niesamowitego. Niestety, w półfinale role się odwróciły i to oni stracili bramkę pod koniec meczy na 2:3 z Niemacmi.
Grupa C była grupą śmierci. Francja, Włochy, Holandia, Rumunia. Stawiano na Francuzów i Włochów. Holandia była tym najmniejszym faworytem. I kto by się spodziewał, że w meczu z Włochami makaroniarze nie będą istnieć i przegrają 3:0. Francuzi też dostali baty 4:1. Oba te mecze były znakomite, jednak z Francją było kapitalnie. Odpadli z Rosją, po dogrywce 3:1. Jednak
Rosja też grała wspaniałe mecze, a konkretniej ze Szwecją, gdzie podopieczni Hiddinka tak klepali piłą, że ręce same się składały do oklasków. Rosjanie za to dostali (po raz kolejny) baty od Hiszpanów i nie zagrali w finale. To wszystko, jeśli chodzi o Euro.

Kolejne najlepsze mecze, które widziałem odbyły się na zeszłorocznych Mistrzostwach Świata. O ile mecze grupowe były strasznie nudne, a w 1/8 gadało się tylko o nieuznanej bramce dla Anglików, to w ćwierćfinałach już się działo. Głównie chodzi mi o Holandię, która grała z Brazylią. W 10 minucie Robinho wysuwa na prowadzenie Canarinhos. W 53 i 68 minucie Wesley Snejider znalazł drogę do bramki Brazylijczyków, przy czym pierwsza padła zupełnie przypadkowo. Canarinhos byli zupełnie zdruzgotani moralnie. Było kilka sytuacji, że atakujących Holendrów było więcej niż broniących Brazylijczyków. Było i 4 napadziorów a 1 obrońca! No ale nie wykorzystali tego i wynik skromny. W półfinale kolejny fantastyczny mecz pomiędzy Urugwajem a Pomarańczowymi właśnie. Niesamowita bramka van Bronckhorsta z 35 metrów, w 41 minucie fantastyczny gol Forlana, 70 i 73 minuta to Snejider i Robben, 92 - honorowy gol dla Urugwaju. To nie koniec Urugwajczyków, ponieważ z Niemcami w walce o 3-cie miejsce też zagrali świetny mecz (cud miód bramka Forlana), prowadzili nawet 2:1, ale Niemcy zawsze walczą do końca. W 90 minucie Forlan mógł doprowadzić do wyrównania z wolnego, jednak trafił w poprzeczkę. Mistrzostwa Świata się skończyły.

No i wracam do teraźniejszości. Podczas tego roku nie zdarzyły się kapitalne mecze, które miałem przyjemność oglądać. Cóż, moja strata. Na szczęście wczoraj w finale Copa America mecz Urugwaju z Paragwajem zapisał mi się w pamięci na długi czas. Walka obu drużyn, piękne bramki, wygrana Urugwaju 3:0. Jednak to nie znaczy, że Paragwaj nie walczył. Co prawda była to walka, jak to Szpaq (czy ktoś tam inny) powiedział "żeby nie było, że odpuścili". Piękna by była bramka Valdeza z tej pierwszej piłki, zagranej zza pleców. Znakomitą kontrę wyprowadzili Urugwajczycy w 90 minucie. Po prostu palce lizać. A ja się zastanawiałem, czy ten mecz w ogóle oglądać. Jak dobrze, że to zrobiłem.

No i to by było na tyle. Ktokolwiek to czyta, teraz wie, jakie mecze lubię wspominać. Być może były jeszcze jakieś fajne, które widziałem, ale o nich nie pamiętam, chociaż teraz coś po głowie mi chodzi... Bynajmniej, to wszystko. Nie mam nic do dodania. Ale oby takich meczy, jak wczoraj, było więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz