sobota, 1 stycznia 2011

Kunszematron Sportegyesület


Zawsze lubiłem pisać. To znaczy się umiałem sobie wyobrazić różne sceny, które nadawałyby się do jakiejś książki. Ale, jak pisałem kiedyś, nie lubię długich tekstów pisać. Za dużo chcę naraz opisać.
Ale ostatnio (no, może jakiś miesiąc temu) mnie wzięło, żeby jakąś opowiastkę piłkarską napisać. No i wymyśliłem: menedżer z Czech zostaje zatrudniony przez klub z małej miejscowości na Węgrzech - Kunszematron Sportegyesulet. O ile wszystko, co ujrzycie, będzie fikcją, to powiem, że nawet nie wiem, czy w tej miejscowości (ona akurat istnieje naprawdę) jest jakiś klub piłkarski, choć wątpię, by nie było. Może będzie trochę chaotycznie, ale chyba się połapiecie. Zapraszam do czytania :P PS: I nie śmiejcie się z nazwisk. Nie wiem, jakie są naprawdę na Węgrzech (ps2: poprawiłem te nazwiska już, na węgierskie :D) :P


Październikowy poranek. W siedzibie węgierskiego klubu - Kunszematron Sportgyesulet zwołano konferencję prasową. Pojawił się tylko jeden dziennikarz, ponieważ popularność tego klubu ogranicza się do pobliskich wsi i miasteczek. Mała salka, a przed młodym dziennikarzem jest ustawiony dębowy stół - miejsce dla zarządu. Obok niego cztery krzesełka - plastikowe. Było dosyć chłodno, więc dziennikarz, który czekał od dobrych 15 minut, zaczął się niecierpliwić. Nagle z drzwi bocznych wyszli czterej mężczyźni. Każdy ubrany w garnitur, wydawałoby się, że szyty na miarę, lecz nikt w tym dziesięciotysięcznym miasteczku nie mógł sobie pozwolić na takie luksy, za wyjątkiem miejscowego bogacza a zarazem burmistrza. Zasiadłszy, otyły pan w okularach o grubych szkłach przemówił:
- Witam pana... eee, mógłby pan podać nazwisko?
- Antonij Sipos, panie prezesie - odpowiedział dziennikarz
- Ah, tak, panie Sipos, dziękuję za przybycie na konferencję . Chciałbym wraz z głównym sponsorem - panem Oroszem - oraz asystentem trenera - Jarosławem Treczkinem - ogłosić, że nowym menedżerem klubu został pan Stanislav Vlcek. - oznajmił prezes i zwrócił się w stronę młodego, jakby się wydawało, mężczyzny - Chciałbym przywitać pana serdecznie w klubie i życzyć samych sukcesów z drużyną. Mam nadzieję, że wyciągnie pan nas z dołka, w który wprowadził nas poprzedni trener. Będzie trudna wyjść ze strefy spadkowej, ale nie bez powodu pana zatrudniliśmy.

Nastała cisza. Dziennikarz wszystko notując zaczął miotać się z aparatem, gdy członkowie zarządu wstali i po kolei uścisnęli sobie dłonie. Gdy wszyscy zasiedli, prezes ponownie przemówił do Siposa:
- Panie Sipos, ma pan jakieś pytania do naszego nowego menadżera?
- Oczywiście. Panie Vlcek, czego oczekuje pan od swoich nowych podopiecznych? Jakie ma pan cele w tym sezonie? Nikt o panu nie słyszał, skąd pan się w ogóle znalazł w piłkarskim światku?
Vlcek nachylił się, by dziennikarz mógł bardziej usłyszeć. Teraz można było zobaczyć, że nie wygląda na takiego młodego, sporo zmarszczek, lekko posiwiałe włosy. Można zobaczyć na jego twarzy rzucającą się w oczy bliznę, tuż pod okiem.
- Czego oczekuję? Sumiennej pracy na treningach oraz gry na sto procent w meczach ligowych. O celach powiem tyle, że najpierw trzeba wyjść ze strefy spadkowej. Cztery punkty w siedmiu kolejkach to nie jest najlepszy wynik. Drużyna jest przedostatnia w tabeli, jak na razie ratujemy honor. A skąd się urwałem, to pańska już sprawa. Dziennikarze przecież, by zdobyć informacje, mogą nawet w śmieciach grzebać. Powiem tylko, że pochodzę z Czech. - odpowiedział Vlcek, dosyć mieszanym węgierskim z czeskim. Dziennikarz jakby przygaszony i zbity z tropu powiedział, że to wszystko. Wszyscy opuścili salę...


Ciąg dalszy nastąpi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz